Po 1-sze: koniecznie umyj kwiaty. Żółty to bardzo atrakcyjny kolor dla owadów - dlatego wewnątrz pewnie znajdziesz jakichś mieszkańców. W moich były malutkie, jasne, słabo widoczne robaczki, które jednak bardzo łatwo dawały się wypłukać. Jeśli będzie wam wygodniej, możecie rozerwać kwiat z boku - w niczym to nie przeszkodzi, bo przecież nie będziemy ich faszerować. Co do ogonków, to fajnie jest je zostawić - wystarczy tylko przyciąć, żeby nie były za długie.
Teraz robimy ciasto naleśnikowe - powinno być wyraźnie słone i dość rzadkie, żeby nie oblepiło kwiatów zbyt grubą warstwą. To z przepisu na
naleśniki w 10 minut (do którego składniki podałam powyżej) spisało się idealnie, choć jeszcze rzadsze też byłoby dobre. Do części dodałam curry - idealnie pasowało, ale musi być go sporo, żeby było wyczuwalne.
A teraz już szybko: rozgrzewamy na patelni olej, smażymy kwiaty z obu stron do zrumienienia i odkładamy na papierowy ręcznik, żeby obciekły z tłuszczu. Ciepłe, moim zdaniem, lepsze :)