Te przepyszne muffiny znalazłam na niemieckiej stronie. Nieco zmodyfikowałam przepis (może ciut więcej, niż nieco), ale na dole podaję link do oryginału. Wyszły wspaniałe i takie dostojne - czarno-białe ;) Niezłe na eleganckie przyjęcia ;) Ale na kinderbale też pewnie będą dobre. 12 szt. to nie tak znowu dużo, na przyjęcia lepiej robić z podwójnej lub potrójnej porcji. Ale dla rodziny na deser czy jako przekąskę będzie akurat :)
Babeczki, oprócz tego, że są pyszne, to nie zawierają oleju, który przeważnie pojawia się w wegańskich wypiekach. Krem ma obłędny zielony kolor, a kawałki czekolady przyjemnie chrupią podczas jedzenia :)
W środek można dodać co dusza zapragnie - u nas prawie każda babeczka jest inna, są i rodzynki, i banany, i czekolada, niektóre z mrożoną aronią i wiśniami. Dodatki można ułożyć bezpośrednio na papilotkach z ciastem, lub wymieszać z misce i dopiero potem nakładać do papilotek. Jak Wam wygodniej.
Pewnego dnia weszłam na kawę i ciastko do uroczej babkarni w moim mieście Łodzi. Jedna z dostępnych babeczek nosiła nazwę "krówka-makówka". Ja zdecydowałam się w końcu na inny rodzaj, ale nazwa tak mnie zainspirowała, że tydzień później postanowiłam stworzyć własną wersję tego smakołyku. I tak powstały te oto muffinki.