To wynik moich eksperymentów, całkiem udany. Żywiłam się tym przez długi czas... I mogę jeszcze dodać, że mojej koleżance (z zawodu mięsnej kucharce) bardzo posmakowało to danie :)
Ponieważ na dworze jeszcze jest dość zimno, chętnie zjem przed wyjściem do pracy coś bardziej kalorycznego. Jadłam kiedyś tę pastę będąc w gościnie i dziś rano postanowiłam zrobić ją po swojemu. Jak? Oto składniki i plan działania!
Mało kto zdaje sobie sprawę, że powietrze w lodówce jest suche (a przecież to dlatego owijamy np. sałatę i zieleninę w folię) i świetnie nadaje się do suszenia ziół. Sprawdziłam i działa :) Metoda doskonała jeśli nie mamy możliwości suszyć ziół tradycyjnie. Zwłaszcza jeśli mamy do ususzenia pojedyncze listki, a nie całe gałązki.
Super napój na zmarznięte popołudnia i wieczory. Ziółka grzeją, osuszają, więc są dobre przy katarze i kaszlu.
Przy przeziębieniu można zwiększyć ilość imbiru, przy kaszlu - lukrecji, a jak wyjątkowo zimno, to dodać pieprz cayenne.
Cały urok tych kotlecików polega na tym, że skórka jest złota i bardzo chrupiąca, środek zaś zaskakująco miękki i jędrny. Podajemy je z niewielką ilością np. sosu pomidorowego lub ostatecznie keczupu + szczypiorek do przybrania.
Ostatnio odkryłam w sklepie czekoladę gorzką z orzechami, ale z obawy że zjem ją całą xd nie kupiłam. Ochota na słodycze jednak nie minęła i powstało to.