Śliwki umyć i wydrylować. Brytwannę natłuścić olejem, włożyć śliwki, ale nie z czubkiem, bo jak puszczą sok, to wykipią (potem można dołożyć śliwek do dopełnienia naczynia). Na początku celem szybszego "rozgotowania" można przykryć, ale to tak na godzinę tylko. Potem zostawić odkryte, bo muszą odparować wilgoć.

Brytwannę wstawić do piekarnika nastawionego na 100-150°C i smażyć śliwki (bez kipienia) dość długo, przez 2-3 dni, za każdym razem np. godzinę. Autorka oryginalnego przepisu zaleca, żeby w tym czasie nie mieszać, bo się przypalą. Ja jednak z rzadka mieszałam, żeby owoce będące na wierzchu nie wysuszyły się nadmiernie. Kiedy wyłączamy piekarnik i śliwki stygną, dobrze jest włożyć w drzwiczki np. drewnianą łyżkę - wtedy szybciej odparowują.

Gorące przełożyć do wyparzonych słoików i zakręcać. Ja dla pewności jeszcze pasteryzuję - trzymam słoiki (dżemówki) 10-15 min. od zagotowania. Smacznego!

Do powideł nigdy nie dodaję cukru - bo prawdziwe powidła są bez cukru! :) Jeśli ktoś jednak chce, to powinien go dodać na końcu - inaczej może się skarmelizować i utrudnić pracę.

Zamiast smarować formę olejem można postawić ją najpierw na kuchni, podgrzać chwilę, a jak śliwki puszczą sok, to do piekarnika.

Violeta z cincin: "Robię podobnie powidła, z tym, że ja śliwki zasypuję cukrem i czekam aż puszczą sok, czyli około 24 godz. Następnie sok zlewam do buteleczek (po kubusiu małym) i zagotowuję, a śliwki wkładam do naczynia i do piekarnika około 2 godz bez mieszania. Po wyciagnieciu mieszam i do słoiczków, wystarczy zapasteryzować."